13:25 PO JUBILEUSZOWYM BANKIECIE

Pacjenci I-szy i II-gi w pidżamach szpitalnych, oblepieni plastrami, siedzą przed drzwiami AMBULATORIUM. Pacjent II-gi z kompresem na głowie.

Pacjent I - No i jak wspominasz ten wczorajszy bankiet?
Pacjent II - (zbolałym głosem) - Boże, jak mnie głowa boli... jaki bankiet?...
Pacjent I - Wczorajszy! Jubileuszowy!
Pacjent II - Nic nie pamiętam...
Pacjent I - Nie szkodzi, ja pamiętam! Zdecydowanie, kochany, najlepszy byłeś w kankanie, siły na ciebie nie było...
Pacjent II - W czym?
Pacjent I - W kankanie! Kochany, orkiestra rżnęła "Na falach Dunajca", trzech cię trzymało, ale i tak swoje odtańczyłeś! Tylko te... no... flanelowe miałeś trochę za szerokie i to, rozumiesz, psuło cały efekt. Strasznie ci się wiuwały!
Pacjent II - Ty poważnie mówisz?! Ja - kankana?!
Pacjent I - Nie tylko - i taniec z szablami też! Wszyscy się chowali gdzie popadło!
Pacjent II - Boże kochany...
Pacjent I - Albo taki twój walczyk na dwa "fo-pa" z mimowolną promenadą. Poezja! Skonać można było! Ty, rozumiesz, jako ta promenada leciałeś pierwszy i wyłeś a za tobą trzech osiłków ze służby porządkowej. Cug miałeś straszny bo parkiet świeżo pastowany i żeby ci się troki nie poplątały, to byś im uciekł!
Pacjent II - Ale nie uciekłem?
Pacjent I - Nie! Wyciągnęli cię spod stołu, ale zanim cię wyciągnęli, to ty wiesz, jaki był cyrk? Ręce miałem podeptane, jak to w tłoku, ale widziałem wyraźnie! Wyobraź sobie, że chcieli cię okrakiem przeciągnąć przez nogę od stołu bankietowego i nie mogli. We trzech nie mogli!
Pacjent II - To rzeczywiście dziwne! A ja co?
Pacjent I - A ty nic! Pokrzykiwałeś dzielnie: - "Waćpanowie, tylko równo nawlekajcie!!!" - i robiłeś mostek...
Pacjent II - Rany boskie - nic nie pamiętam!
Pacjent I - Dlatego ci właśnie opowiadam! Szkoda, że tego nie widziałeś!
Pacjent II - Boże, jak mnie głowa boli!... Słuchaj, tylko szczerze, gdzie ja miałem spodnie?
Pacjent I - Szczerze?
Pacjent II - Szczerze!
Pacjent I - Ja je miałem!
Pacjent II - Skąd?
Pacjent I - Sam mi założyłeś! Powiedziałeś: - "Przyjacielu kochany jest bankiet, są goście, nie możesz więc chodzić jak łachmyta, owinięty w obrus!" - i mi założyłeś! I dziękuję ci za to!
Pacjent II - Proszę cię... A gdzie ty miałeś swoje?
Pacjent I - Przy orkiestrze! Strasznie mnie zamoczyli przy tych jubileuszowych toastach, więc powiesiłem spodnie przy saksofoniście żeby przeschły, a sam poszedłem się trochę przejść po sali. Potem przychodzę, patrzę - buty są, krawat wisi, koszula też - a spodni nie ma!
Pacjent II - Może spadły?
Pacjent I - Też tak myślałem, całą podłogę obszedłem - i nic! Kamień w wodę! Znalazłem tylko wodzireja pod piątym stolikiem, ale on był w swoich! Nieważne, to są drobiazgi - grunt, że bankiet był prima!
Pacjent II - Czy ty coś jeszcze, nie daj Boże, pamiętasz?
Pacjent I - Wszystko, kochany ! Przypominasz sobie, jak, żeby ożywić salę, głosiliśmy "odbijanego"?
Pacjent II - Nie przypominam sobie... Boże, jak mnie głowa boli... a na czym to polegało?
Pacjent I - Komu się głośniej... znaczy - kto głośniej odbije!
Pacjent II - O rany! To takie coś też było?!
Pacjent I - Uuuu - to był dopiero kulturalny konkurs! Dyplomy przyznawaliśmy!...
Pacjent II - Jakie dyplomy?
Pacjent I - Dokładnie nie wiem, leżały jakieś... nieważne, grunt, że wszyscy mieli dyplomy, tylko ci ostatni po pół, bo nie wystarczyło.
Pacjent II - I to wszystko?
Pacjent I - A skąd! Potem ty, żeby rozbawić salę, wystąpiłeś w popisowym numerze - "Wszystkim jest do twarzy w sosie pomidorowym!". Cały zapas z bufetu na to poszedł! Bombowa zabawa, tylko włosów później nie można rozczesać!
Pacjent II - Boże kochany!...
Pacjent I - Potem jeszcze z tuzinem innych gości robiliśmy węża czy glistę, dokładnie nie pamiętam, bo mnie zawinęło pod parapet, ale słyszałem jak wołałeś, że - "Bar wzięty!!!" - i organizowałeś krucjatę, żeby odbić go pohańcom!
Pacjent II - Coś pamiętam... chyba go nawet odbiliśmy...
Pacjent I - Jasne, razem ze ścianką działową, a ty spod gruzów tej ścianki wołałeś do bufetowej: - "Heleno Kurrr... cewiczówno moja, wolnaś czy zajętaś?!!" - a w końcu się uparłeś, że zrobisz salto w przód specjalnie dla pań!
Pacjent II - Rany boskie, jak siebie znam to zrobiłem!
Pacjent I - Oczywiście!
Pacjent II - I jak wyszło?
Pacjent I - Tak pół na pół.. znaczy pół na podłogę, pół na kubek od szampana, ale za to z mimowolnym okrakiem i oczywiście ze śmiechu można było zdechnąć!
Pacjent II - Boże, jak mnie głowa boli... Słuchaj, nam coś jednak musiało zaszkodzić. Może sałatka była nieświeża?
Pacjent I - Pewnie, tłumaczyłem to sierżantowi, ale nie chciał uwierzyć!
Pacjent II - Sierżant? Aaaa - ten twój znajomy?
Pacjent I - Nie - twój znajomy! Ty mu przecież składałeś życzenia, aż żeście się wywalili! Ja tylko wołałem "gorzko!" i śpiewałem "Sto lat"!
Pacjent II - To nie był mój znajomy!
Pacjent I - Wiem! Zaraz potem jak wstaliście, wiedziałem, że nie!
Pacjent II - Mamy szczęście, że nas tu przywieźli, a nie do Izby Wytrzeźwień...
Pacjent I - Musieli tu, przecież w Izbie nie mają ani gipsu, ani bandaży, ani plastrów!
Pacjent II - Ciekawe kiedy nas wypiszą?
Pacjent I - O kochany, przez kilka dni zmiany opatrunków, potem zdjęcie gipsu i szwów - to potrwa! Zresztą zaraz się pewnie dowiemy!

Zza drzwi AMBULATORIUM słychać. - "następny!".
Pacjent I - To chyba na nas! Wchodzimy!

--------------

13.40 TELEFON DO ADOLFA
Chorzy I-szy i II-gi wchodzą do Izby Przyjęć, obaj w pidżamach i szlafrokach. Chory I-szy z książką telefoniczną pod pachą. Podchodzą do automatu telefonicznego.

Chory I - Boże, jak mnie głowa boli... słuchaj, nie ma sensu dzwonić o tej porze.
Chory II - Kochany, prawdziwy lekarz powinien być na każde wezwanie i o każdej porze! Przecież człowiek dobrem największym. A w końcu po to Adolf dwanaście lat za społeczne pieniądze medycynę studiował, żeby ludziom pomagać.
Chory I - Ale przecież tu jest szpital!
Chory II - No i co?
Chory I - To tutaj też mi chyba mogą pomóc?
Chory II - Tu?! Kochany, pół dnia jęczysz, że cię głowa boli - i co? Nic! Znieczulica! Ani tabletki, ani popitki, ani dobrego słowa! Poza tym pacjent powinien mieć do lekarza zaufanie, a ja do Adolfa mam!
Chory I - Ale ty nie jesteś chory!
Chory II - I chwalić Boga! Jaki jest do niego numer?
Chory I - Nie wiem - tu w książce jest tylko jeden Chromuleski, ale nie Adolf, tylko Józef?
Chory II - (zaglądając do książki) - Tak ... No to co ... A może nasz Adolf ma Adolf na drugie, bo się wstydzi mieć na pierwsze, a na pierwsze ma właśnie Józef i to będzie ten Józef co jest w książce?...
Chory I - No, nie wiem...
Chory II - Nieważne, zresztą Adolf zawsze seplenił - po tym poznamy czy to on czy ten drugi Józef! Kręcę... (wrzuca monetę i zaczyna nakręcać numer)...
Chory I - A co mu powiesz?
Chory II - Objawy mu twoje podam - że cię głowa boli, pragnienie masz, poza tym blady jesteś jak Razor!
Chory I - Jak kto?
Chory II - Jak Razor! Taka angielska postać historyczna - Razor Blady.
Chory I - Nie znam...
Chory II - Nieważne - kręcę!...
Chory I - Tylko pamiętaj o tym seplenieniu...
Chory II - Pamiętam! Jak usłyszę takie - "Mieskanie prywatne! Słucham, kto mówi?" - to walę w ciemno... ciii!
............................
Halo.... dobry. wieczór! Czy ja mogę rozmawiać z panem doktorem Adolfem Chromuleskim?!
............................
Chromuleskim!
............................
Nie! Chro-mu-les-kim!!!
HA - jak halibut, RO - jak robal, MUL - jak... jak co... jak mól!!!
Chory I - Mol się mówi!
Chory II - Cicho! Jak móóólll!!!
................................
Jak to ..-..co to jest?! Taka ćma co w szafie źre!
................................
Jak to - co?! To co się w szafie da! U jednego karakuły, u drugiego kufajkę! Wszyscy mają przecież po równo!!
................................
Tak. - no właśnie! I ESKIM - jak Eskimos na przykład!
................................
Eskimos!!! Zwariować można...
Normalny!!! Podbiegunowy!!! W czapce - uszatce!!!
................................
Nie wiem czy z karakułów! Nieważne! Teraz niech pani to wszystko złoży do kupy!!
................................
Do kuuupyyyyy!!! KU - jak...
................................
Chory I - No, no - uspokój się!
Chory II - Cicho!... Złożyła pani?!!
................................
I co wyszło?!!
................................
Nieee!!! Jaki halibut?!! Chromuleski ma wyjść!!!
................................
O Jezu! Za nikogo!!! Po złożeniu do kupy ma wyjść CHRO - MU - LES - KI!!!
................................
Nooo - wreszcie! Czy mogę z nim rozmawiać?!
................................
Rozmawiać!!!
................................
Wcale na panią nie krzyczę! Nie ma czego beczeć!!
................................
Jak to - co chciałem?! ROZMAWIAĆ CHCIAŁEM!!!
................................
Dziękuję! Czekam!
................................
CZEKAM!!!
................................
Chory I - Ty, zawału dostaniesz! Co tam się dzieje?
Chory II - Nic - babcia odebrała!
Chory I - Jaka babcia?! Tam nie powinno być żadnej babci!
Chory II - Kochany, numer się zgadza, może w odwiedziny do niego starowinka przyjechała, do wnusia kochanego!
Chory I - Teoretycznie mogła przyjechać - ale nie sądzę!...
Chory II - Ciii...
Halo - BABCIAAA?!!... znaczy - Adolf? Tu Pipek!
................................
Jak to - który?! Tyyy - filutku - a ilu ty Pipków znasz?
................................
Co znaczy - żadnego?!
Chory I - Co on mówi?
Chory II - Że nie zna żadnego! Dowcipas! Albo się ze mną chce powygłupiać, albo robić mu się po godzinach nie chce!...
................................
To nie do ciebie! Halo!... No, myślałem, że nas rozłączyli!... Halo..!
Halo!... Tak proszę panią, mówi się!
................................
A co to panią obchodzi co się mówi?! Nie podsłuchiwać mi tu! Płacą pani za to?!
................................
A to przepraszam!
................................
Ale niech mnie pani włączy z powrotem!
................................
Halo!... No, wreszcie! A więc drogi Adolfie!...
................................
Jak to - jaki?! Drogi! Przecież mówię wyraźnie!
................................
Co?!...
................................
Chory I - Co on mówi?
Chory II - Żebym go nie podsumowywał, bo nie jest taki drogi, inni biorą więcej i kto ja w ogóle jestem!... (do słuchawki)... Jak to, kto ja jestem?! Tu Pipek!! Starych kolegów już nie poznajesz, cymbale ?!!!
Chory I - Jak on ciebie ma poznać jak sznur poplątałeś - zakręty są, nic nie widać... Boże, co ja mówię... jak mnie głowa boli!...
Chory II - Pomyłka?!... Dobra, mnie na to nie nabierzesz! Powiedz "szczeżuja"?
................................
Widzisz - "scezuja" ci wyszło! Seplenisz doktorku i numer też się zgadza! No więc drogi Adolfie...
................................
Kto kretyn?! Chwileczkę...
................................
No, no..- tylko bez poufałości, łapiduchu!!
................................
Co?! I ty mnie też!
................................
Ja ciebie też!!
................................
I ty się ode mnie też!
Odkłada słuchawkę
Chory I - Nie Adolf?
Chory II - Bo ja wiem! Numer się zgadzał i seplenił... chociaż powiedział, Adolfa to załatwili w 45-tym... ale przecież Adolf się dopiero w 46-tym urodził...?...
Chory I - Może był wcześniak?... Boże, co ja mówię... jak mnie głowa boli...
Chory II - A to chamidło jedno! Od tej zabawy w doktora już mu się we łbie poprzewracało, kolegów sobie nie przypomina! I dobra! Obejdzie się! Kochany, gdybyśmy byli w domu, to sam bym cię wykurował - kefirek, pabialginka, coś na lepszą przemianę materii - a tak, to trzeba jednak spróbować tutaj! Pukamy?
Chory I - Tak - tylko cichutko, bo mnie głowa... ojej...

Chory II-gi puka do GABINETU ZABIEGOWEGO, słychać niewyraźną odpowiedź, obaj wchodzą.


--------------

13:50 U DENTYSTY

Pacjenci I-szy i II-gi czekają w Izbie Przyjęć; z góry po schodach, w gipsie na nodze, w bandażach, z twarzą obwiązaną chustą, schodzi powoli Pacjent III-ci.
Pacjent II - O Boże - i ty też tutaj?
Pacjent I - O rany - jak ty wyglądasz?! Pod samochód wpadłeś?!
Pacjent III - Nie - u dentysty byłem!
Pacjent II - A co ci było?
Pacjent I - Wszystko jedno co mu było - nie widzisz jak przyjaciel wygląda?! - (do III-ciego) - Kochany, usiądź, opowiedz wszystko - pasjami lubię takie życiowe opowiadania!...
Pacjent II - Krakersa?
Pacjent III - Nie, dziękuję! Rozumiecie - było tak: siedzę wczoraj przed telewizorem, gryzę paluszki - własne, bo dziennik był denerwujący, a tu nagle jak mnie coś nie dziabnie w szczękę! Obłęd! Zaczęło boleć jak cholera! Z lekarstw miałem tylko czopki, ale myślę - za daleka droga, zanim doleci do zęba to się wścieknę!
Pacjent II - Każdy by się wściekł! Krakersa?
Pacjent III - Dziękuję! No to ja płaszcz na siebie i do przychodni! Nawet dużo ludzi nie było! Po czterech godzinach byłem już przy okienku...
Pacjent II - Miałeś szczęście, że nie było tłoku!...
Pacjent III - No... gęba mi się już wtedy we framudze nie mieściła; ale jakoś zdołałem kulturalnym rzężeniem odwrócić uwagę pani rejestratorki od herbaty i kanapki!
Pacjent I - To ona się wylegiwała na kanapce?!
Pacjent III - Nie - konsumowała! I to dość długo! Potem odblokowała ten judasz i uczenie pyta: - "Do resekcji czy do sanacji?!". Głupio mi się zrobiło, ale myślę sobie - do sanacji osobiście nic nie mam, jeszcze mnie wtedy na świecie nie było! Dziadek to może by i coś miał, ale nie będę starowiny wlókł do przychodni żeby opowiadał. Więc na wszelki wypadek wyjaśniłem, że ja tylko tak, i że głównie to ząb mnie boli! "Widzę! Ślepa nie jezdem!" - usłyszałem w odpowiedzi - "Dlatego pytam czy do leczenia, czy do wyrwania?!"...
Pacjent I - Aaaa - to o to chodziło?
Pacjent III - Właśnie! Do wyrwania!!! - zdecydowałem się natychmiast, żeby tej pani następna herbata nie ostygła! "Od razu trzeba mówić! Niedorozwinięty jakiś!" - usłyszałem najpierw, a potem: - "Niech czeka aż go wywołają po nazwisku!!" - i kłap okienkiem, ledwo zdążyłem zabrać opuchliznę, żeby mi nie przycięła!
Pacjent II - Bardzo życiowe! Krakersa?
Pacjent III - Nie! Dziękuję!
Pacjent II - Szkoda - do reszty spleśnieją!
Pacjent I - Zamknij się! I co?
Pacjent III - I po pół godzinie byłem już w gabinecie! Wchodzę, sterylny zapach, obcęgi, glebogryzarki, fotel - a przy nim doktor...
Pacjent I - Który, jak prawdziwy Jurand, zajął się tobą szybko i serdecznie?
Pacjent III - Po pierwsze, nie Jurand tylko Judym, i się nie zajął bo był już zajęty!
Pacjent I - Co ty powiesz?
Pacjent III - No przecież musiał przeczytać co nowego w "Trybunie"...
Pacjent II - Jasne, każdy lekarz musi być na bieżąco w fachowej literaturze! Krakersa?
Pacjent III - Nie chcę!!
Pacjent II - Co jest - nikt tego świństwa nie chce?!
Pacjent I - Nie przerywaj mu!... I co?
Pacjent III - I nic - stoję, czekam, a ząb mnie piłuje jak diabli! Po mniej więcej I5. minutach zostałem zauważony! "Protegowany?" - usłyszałem! Nie! - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i nie wiem dlaczego popatrzył na mnie jak na insekta! "Pewno go boli?" - usłyszałem! Spokojnie wyjaśniłem, że boli, i że cholery można dostać, a on do mnie! - "To czego głupol nie przyszedł wcześniej, jak nie bolał?!"...
Pacjent I - Słuchaj - jak nie bolał, to głupol by szedł!
Pacjent III - Tak też mu powiedziałem, ale nie dał mi skończyć: - "Siadać, otworzyć gębę!" Usiadłem, otworzyłem:
- "Który go boli?!" - słyszę! Ten u góry - mówię!
- "Cicho! Widzę!" - słyszę! Zabrzęczały narzędzia i raptem jak mnie coś nie kolnie w ten bolący ząb!
-"Pewnie ten?!" - słyszę! KHENNN - ŁŁŁOJJJ!!! - potwierdziłem i nawet specjalnie długo nie wyłem!...
Pacjent II - Podziwiam cię, kochany - kra...?
Pacjent I - Zamknij się!... A potem?
Pacjent III - No, kiedy usiadłem z powrotem w fotelu...
Pacjent II - A co - wstawałeś?
Pacjent III - Przecież musiałem się trochę przejść po ścianach... znaczy - po tym badaniu!
Pacjent I - Jasne, spacer dla zdrowia to rzecz najważniejsza!
Pacjent III - No więc siadłem, a on mnie pyta czy reflektuję na żywca, czy zamrozić...
Pacjent I - Nooo - "Żywiec" świetne piwo, a jak je lekko zamrozić to już całkiem niebo w gębie!
Pacjent III - Tak też mu powiedziałem, ale się wydarł, że tu nie knajpa a on nie bufetowy, i że takiego debila w życiu nie widział. Psiknął mi w gębę czymś zimnym, ale niedużo, widocznie żebym się nie przeziębił, wziął takie chromowane kombinerki i złapał mnie za głowę!...
Pacjent I - Kombinerkami? Bardzo życiowe!
Pacjent III - Za głowę ręką - żeby mu się cel nie suwał, a kombinerkami za ząb! Chrupnęło...
Pacjent II - I było po wszystkim?
Pacjent III - Tak - ale dopiero po godzinie! Nie mógł sobie ten doktor, biedaczek, poradzić i kolega z sąsiedniego pokoju musiał mu pomagać!
Pacjent I - To dobrze, że akurat był i przyszedł...
Pacjent III - Musiał przyjść!
Pacjent I - A dlaczego?
Pacjent III - Żeby zobaczyć kto tak wrzeszczy i kopie w ścianę!
Pacjent II - A to byłeś ty?
Pacjent III - No, lekarz też trochę!
Pacjent I - Ale najważniejsze, że ząb ci usunęli!
Pacjent III - Tak, ale sąsiedni!
Pacjent I - Widocznie podobne były! A tego co bolał nie chcieli?
Pacjent III - Chcieli - ale w biegu to trudno!
Pacjent I - (patrząc ze zrozumieniem na gips III-ciego) - Rozumiem! I przez ten bieg to wszystko ci się porobiło?
Pacjent III - Nie - przez skórkę od banana przed gabinetem!
Pacjent II - No, na skórce szwung jest straszny!
Pacjent III - Jasne, jak zaczęliśmy wślizgiem na drugim piętrze, to skończyliśmy przy porierni!
Pacjent I - Jak to - skończyliśmy?! To oni też?!
Pacjent III - Też! To był spory banan!
Pacjent I - Ty masz szczęście! Ja już nie pamiętam kiedy ostatni raz skórkę widziałem!
Pacjent II - (łapiąc się za szczękę) - Łooojjj!!!...
Pacjent I - Co jest?!
Pacjent II - (plując krakersami) - Łooojjj!!!
Pacjent III - Co? Ząbek?!
Pacjent II - (potwierdzając) - Nooo... łooojjj!!!
Pacjent I - A widzisz - krakersiki!
Pacjent III - Kochany - nic się nie martw, mam chody, wiem które okienko, który gabinet, w którą ścianę kopać!...
(Biorą II-giego pod ręce.)
Pacjent I - Krakersa sobie zjedz, bo potem przez dwie godziny nie będziesz mógł jeść... a może i dłużej!...


--------------

14:00 PODZIĘKOWANIE

W Izbie Przyjęć - trzech Pacjentów już po cywilnemu, z kwiatami i pakunkiem obwiązanym wstążką.

Pacjent II - Słuchajcie, czy my rzeczywiście musimy do domu do niego iść? Nie możemy mu wręczyć i podziękować tutaj?
Pacjent I - Absolutnie! W miejscu pracy nie wypada; ludzie patrzą - zresztą kolejka już jest przed gabinetem duża!
Pacjent III - To może w ogóle nie dawać?
Pacjent II - Ty - co ty?!
Pacjent I - Właśnie - ty myśl trochę! Po pierwsze tradycję trzeba uszanować. Każdy Pacjent zawsze dziękuje swojemu lekarzowi! Po drugie - ze zdrowiem nigdy nic nie wiadomo. A jak będzie się trzeba dostać do szpitala?!
Pacjent II - Jasne - podziękować trzeba!
Pacjent I - Oczywiście, więc ja widzę to tak... przychodzimy, dzwonimy...
Pacjent III - Kto dzwoni?
Pacjent I - Możesz ty, tylko subtelnie - raz "dryń" i szlus! Oczywiście ON nam otwiera, a my kłaniamy się wesoło i zdrowym głosem skandujemy - Z SERDECZNYMI PODZIĘKOWANIAMI DLA PANA ORDYNATORA - PACJENCI!
Pacjent II - Dodałbym - "wdzięczni"!
Pacjent I - Za co?
Pacjent II - No, kochany - tyle wysiłków, tyle troskliwej opieki - a mimo to jesteśmy na chodzie! Aż się prosi żeby dodać!
Pacjent I - Dobra dodajemy!... I tak... po wygłoszeniu podziękowań ja od razu intonuję "Sto lat"... ty trzymasz psa...
Pacjent II - Chwileczkę - to on ma psa?
Pacjent III - Nie - suczkę!
Pacjent II - A co to za różnica?!
Pacjent III - To zależy dla kogo - dla psa duża!
Pacjent II - Zamknij się!... (do I-szego) - A jaka to rasa?
Pacjent I - Diabli wiedzą, która przeważa, najwięcej podobno ma z buldoga, ale nie bój się, pielęgniarki mówiły, że to miłe stworzonko? Jest co prawda trochę podstarzały, niedowidzi biedaczek i może dlatego żre kogo popadnie, ale przecież nie piesek jest najważniejszy i nie do pieska idziemy!?
Pacjent III - Jasne masz rację... uspokój się...
Pacjent I - No... więc ty trzymasz psa, żeby nie chapnął mnie, ja śpiewam, ty wręczasz kwiaty i całujesz go z rozpędu w rękę...
Pacjent III - Zgłupiałeś?! Bez przesady!
Pacjent I - Spokojnie - wiem co mówię! I tak... następnie ty bierzesz psa, żeby nie chapnął JEGO...
Pacjent III - A jak to bydle nie da się wziąć i chapnie, to co?
Pacjent I - Zależy kogo chapnie! Jeżeli JEGO to tragedia, ale jeżeli któregoś z nas, to może być nawet zupełnie nieźle...
Pacjent II - Zgłupiałeś?
Pacjent I - Nic absolutnie - pomyśl trochę! Piesek-pupilek cię ugryzie, tylko, broń Boże, nie wolno się odgryźć, oczywiście ty jesteś pokrzywdzony, ON do ciebie z przeprosinami, karci pieska, ty oczywiście bronisz to ślepawe bydlę, mówiąc że nic się nie stało, że nie masz pretensji, a piesek jest milusi i dobrze ułożony, ON ci jest w tym momencie wdzięczny - i już się robi znakomity klimat! A gdyby się jeszcze okazało, że pies nie był szczepiony... kochaaani...na pewno spore odszkodowanie... i bezpłatna opieka lekarska na każde zawołanie...
Pacjent III - Moment... a propos - to prawda, że tutaj przed wypisaniem wszystkim pacjentom szczepią jakieś "DiPerTe"?
Pacjent II - Czy "rte" to nie wiem, ale "dipe" to prędzej, bo w rękę się raczej nie szczepi!
Pacjent I - Nie zajmujcie się głupotami!... Więc tak... więc ty bierzesz psa...
Pacjent II - Ja mogę wziąć!
Pacjent I - Nie - ty podajesz kwiaty, tylko uważaj żeby ci koperta nie wyleciała, a ja wygłaszam dalszy ciąg podzięki i wręczam nasz skromny upominek rzeczowy...
Pacjent II - Gwiazdkowy!
Pacjent I - Pięciogwiazdkowy!
Pacjent II - Wiem!
Pacjent I - Co - rozpakowałeś?!
Pacjent II - Sam wypadł jak wstążka pękła...
Pacjent I - Rany boskie - i stłukł się?!
Pacjent II - (potrząsając pakunkiem) - Nie, trafił na miękkie!
Pacjent III - Całe szczęście, żeśmy się twardych pozbyli!
Pacjent I - Po prostu w porę pomyśleliśmy o koncie!
Pacjent II - Normalne! Każdy człowiek posiadający waluty powinien pomyśleć o własnym koncie! Zerwało się w kącie kawałek podłogi i wszystkie się zmieściły! I na wypis ze szpitala jak znalazł!
Pacjent III - Ale mieliśmy mu kupić co innego!
Pacjent I - Mieliśmy - ale nie wyszło! Owszem, był w Desie ładny półmisek pod wędliny - ale po co mu teraz?
Pacjent II - Właśnie, na głupi dowcip by to wyglądało!
Pacjent I - Dobra... więc tak... ja wręczam prezent... wy robicie tło...
Pacjent III - A jak on tego nie przyjmie?
Pacjent I - Od wdzięcznych Pacjentów nie przyjmie?! Chyba żeby go w domu nie było!
Pacjent II - Tak jest - przecież to by było z jego strony niehumanitarne!
Pacjent I - I niezgodne z duchem czasów w jakich chorujemy!
Pacjent II - Tak jest!
Pacjent I - I dobra... więc ja wręczam prezent...
Pacjent III - A kto w tym czasie podtrzymuje tego sukinsyna?
Pacjent I - Którego?
Pacjent III - Psa!
Pacjent I - Właśnie ON - ty mu go wręczasz zaraz w prezencie... tak... potem jeszcze raz "Sto lat" i dla utrwalenia podajemy swoje nazwiska i rozpoznanie choroby, ON nam dziękuje, podaje rękę, my mu ją uściskowujemy - tylko lekko, żeby pies czegoś nie zwąchał, bo po buldogu cholernie źle się goi - i potem ON nas prawdopodobnie zaprasza na małe coniebądź! Ładnie - nie?
Pacjent III - Nie bardzo - to jest przecież żenujące!
Pacjent I - Kochany - ty nie filozofuj! Żyć się ucz! No... pamiętajcie jak ma być: dzwonek - my - ON - "Sto lat" - ja - pies - ty - ty - pies - kwiaty - prezent - "Sto lat" - coniebądź! Jasne!?
Obaj - Jasne!
Pacjent I - To idziemy!


--------------

14:10 TANGO DLA TERENOWEGO

Odszedłeś tak znienacka, bez słowa.
Porzuciłeś ośrodek wśród pól.
Ozimina już zaczyna kiełkować -
Ciebie nie ma,
A tu wiosna
I ten ból,
Serca ból,
Straszny ból!

Ach gdzież odszedłeś
Gromadzki mój Judymie?
Gdzież cię poniosły chabrowe oczy twe?
Czy ktoś wystawił na szwank twoje dobre imię,
Żeś rzucił gminny nasz ośrodek
Oraz mnie?

Klucze ośrodka słomą ogaciłam,
W sieni na kołku wiszą niby łza.
I myślę - jakaż cię idea omamiła,
żeś wybrał kryzysowy, wielkomiejski świat?

Czy pamiętasz
Te czarowne odurzenia?
Oszałomienia i pragnienia,
I westchnienia?
Walc naszych ciał, upojny szał,
Ta noc zmysłowa
Gdyś raz był jak ksiądz Robak,
Raz jak Casanova!
Czy dzisiaj to dla ciebie już nie znaczy nic?
Ach wróć, obetrzyj słoną rosę
Z moich lic!

Tu kawał pola był i to nie byle jaki,
I do popisu, i co ważne - pod buraki,
I te obroty, zwłaszcza kiedy ruszał skup,
Nowe "górale", któreś składał u mych stóp!
Czy dzisiaj to dla ciebie już nie znaczy nic?
Ach wróć, obetrzyj słoną rosę
Z moich lic!

Już rok mija jak zniknąłeś bez słowa.
Pusty stoi ośrodek wśród pól.
I pacjenci już przestają koczować,
I znów wiosna,
Ozimina,
I znów ból,
Serca ból,
Straszny ból!

Ach gdzież odszedłeś,
Gdzież finał ma ten dramat?
Twój porret ciągle jawi się w pamięci mej
Twego fartucha wielka, śnieżnobiała plama
I dwa gumiaki wystające ciut spod niej!

Lecz kiedy miejska cię kariera znuży,
Może nostalgii czuła struna drgnie,
I kiedy uznasz, że tam klimat ci nie służy
Powróć, obejmij znów ośrodek
Oraz mnie!

Wspomnij czasem
Jak te wierzby nam szumiały,
Gdy ręce nasze w drżący warkocz
Się splatały.
Odległy brzask, księżyca blask
Srebrzysty, słaby
Spod kopy siana ciepły szept
"Aj law ju baby"!
Czy dzisiaj to dla ciebie już nie znaczy nic?
Ach wróć, obetrzyj słoną rosę
Z moich lic!

Tu miałeś kury, jaja, masło według gustu,
Śmietanę, mleko oraz przydział pierwszych spustów,
Tu nie wiedziałeś co to są bezmięsne dni,
Tu poznawałeś również folklor polskiej wsi!
Czy dzisiaj to dla ciebie już nie znaczy nic?
Ach wróć, obetrzyj słoną rosę
Z moich lic!


--------------

14:15 KLINIKA ZDROWEGO CZŁOWIEKA

W sali chorych lóżko szpitalne i tzw. dostawka, na łóżku pacjent Pierwszy. Wpada Pielęgniarz z czystą pościelą pod pachą, gestem nakazuje Pierwszemu przenosić się na dostawkę. Po chwili Ordynator i Pielęgniarka wprowadzają pacjenta Drugiego, układają troskliwie w łóżku, Ordynator poprawia mu jasiek, zostawia tranzystorowy telewizor i "Perspektywy".

On III - Popatrzcie, jednego wygonili, drugiego położyli!...
On II - Może temu się nagle pogorszyło...
On III - Wszystkim się pogorszyło... i nie nagle...
On I - Uspokójcie się, dajcie pooglądać!...

Pierwszy - (siedząc na dostawce) - Przepraszam, pan z wypadku?
Drugi - (z wyższością) - Nie - z awansu!
Pierwszy - Rozumiem... a na długo tu?
Drugi - Aż mi się zły stan zdrowia poprawi!
Pierwszy - No, to może być jeszcze długo... a ze względu na zły stan zdrowia, to pan tu z czym?
Drugi - Nie wiem - coś mi mają dopasować!
Pierwszy - A skarżył się pan na coś?
Drugi - Drogi panie - ja się na nic nie skarżę! Wręcz odwrotnie!
Pierwszy - I nic pana nie boli?
Drugi - Nic! Głowa czasami...
Pierwszy - To niedobrze... jeden taki tu leżał... też go głowa bolała...
Drugi - I co?
Pierwszy - I nic! Zrobili mu trepanację! Nawet się udała - cały szpital się dziwił! U pana też się przecież może udać...
Drugi - Drogi panie, ja tu tylko na przebadanie i obserwację, a potem do sanatorium - być może za granicę! Tak mi powiedzieli...
Pierwszy - A co mieli powiedzieć? Pacjentom się złych wiadomości nie przekazuje! Panie, tu to dopiero jest dezinformacja! A te plamy to pan ma po żółtaczce?
Drugi - Nie - po Bułgarii!
Pierwszy - Rozumiem... to i zmiana klimatu nie pomogła?
Drugi - Na urlopie byłem!
Pierwszy - Z rodziną?
Drugi - Nie...
Pierwszy - To niedobrze... ostatni urlop zawsze należy spędzać z rodziną... (pociąga nosem)... czuje pan coś?
Drugi - (ze wzrastającym niepokojem) - Nic nie czuję!
Pierwszy - No właśnie... bywa i tak! Mój Rex też najpierw stracił węch, a potem to już szybko poszło... Co, niedobrze panu?
Drugi - Dobrze!... Tylko mi się odbiło...
Pierwszy - Tak myślałem... a czym?
Drugi - Zupą!
Pierwszy - Fatalnie - normalnie to się gębą odbija! na pewno coś z żołądkiem... paskudna sprawa!
Drugi - I co będzie?
Pierwszy - Nic, najpierw zrobią panu pasaż i sondę, potem ezofagoskopię i ventrikulografię, a potem pana zakwalifikują i zerżną!
Drugi - Co?!
Pierwszy - Zoperują!
Drugi - Co pan mówi?! A przynajmniej ze znieczuleniem?!
Pierwszy - To zależy...
Drugi - (z wyższością) - No, mnie na pewno znieczulą!
Pierwszy - Tak samo pan mówi jak ten, który tu leżał w zeszłym miesiącu....
Drugi - I znieczulili go?
Pierwszy - Znieczulili... nawet mocno... panie, jak ta jego żona się cieszyła!
Drugi - (wesoło) - No widzi pan!
Pierwszy - Co widzę?! Że taką prukwą pan Bóg go pokarał?! Inne wdowy to płaczą!...
Drugi - No nieee - to jest obłęd!! Zresztą po co ja o to wszystko pytam?! Przecież mnie nie będą operowali!
Pierwszy - A co - sala operacyjna w remoncie ma być?
Drugi - Nie wiem! Wszystko jedno! Ja się po prostu nie zgodzę!
Pierwszy - Może pan... ale rodzina też może...
Drugi - Co może?
Pierwszy - Ubezwłasnowolnić i podpisać zgodę! A potem już normalnie - zakwalifikują i zerżną!
Drugi - A kto mnie może ubezwłasnowolnić?! Ja jestem przy zdrowych zmysłach!
Pierwszy - A widział pan kogoś kto by się przyznał, że nie jest? Oni też to wiedzą!
Drugi - (gorączkowym szeptem, jednocześnie wstając z lóżka) - Panie - chwileczkę! Jak się stąd wychodzi?!
Pierwszy - Normalnie - nogami do przodu...
Drugi - Nieee! Jak stąd wyjść?
Pierwszy - Aaa - jak wyjść? Pójdzie pan korytarzem w prawo i tam jest okno, które się nie domyka...
Drugi - (owijając się kocem) - Dziękuję panu!
Pierwszy - Nie ma za co! Koc!
Drugi - Co?
Pierwszy - Koc niech pan zostawi! To mienie państwowe!
Drugi - A rzeczywiście... to na razie!... (na palcach wybiega z sali)...
Pierwszy - (przenosząc się z powrotem na lóżko) - No wreszcie! Ale się człowiek musi namordować, żeby, mieć co mu się należy w ramach ubezpieczenia!... (włączając pozostawiony telewizor)... Trudno - życie to dżungla!

POWSZECHNE UBEZPIECZENIE RÓWNĄ SZANSĄ DLA KAŻDEGO PACJENTA



--------------

15:00 PAMIĘTNIK ZNALEZIONY W KAFTANIE

(fragmenty)

Drodzy moi! Jestem chory, czego i wam życzę! Teraz trochę o sobie:

10 października - Na korytarzu znów brudno. Wczoraj wywiesiłem tabliczkę - NIE PLUĆ!, dzisiaj ktoś zrezygnowany dopisał - A CO ROBIĆ?. Musiało mu życie dopiec. Wieczorem pod oknami chodzili. Nie śpiewali. Coś wisi w powietrzu, ale nie mogę zobaczyć dokładnie co, bo za daleko. Kończę żółte tabletki, zaczynam różowe.

17 października - Miałem anginę i gości. Zjedli babkę.

21 października - Trzeba przyznać, że nasza poczta działa bez zarzutu. Wczoraj wysłałem poleconym galaretę dla Józka, a dzisiaj ciotka już mi przyniosła kawałek keksu. Był wspaniały. Okruchy wysypałem na balkon Wróblom. U nich i tak brudno.

23 października - Znów czyjeś imieniny. Dzwoniłem do kilku znajomych, ale nikt się nie chciał przyznać. Pewnie coś mi się z tego wszystkiego pokręciło. Sprawdziłem - rzeczywiście, bardziej jestem kędzierzawy niż zwykle.

27 października - Fiuta podobno ma bliźniaki. Wczoraj się urodziły, ale jeszcze nie mówią. Szkoda, Fiuta by się cieszyła. A tak między nami, to babka jej zawsze wróżyła na dwoje. Mąż Fiuty był przedtem inżynierem, teraz dla odmiany jest szczęśliwy i pije z tej zgryzoty po babce. Nic nie rozumiem, muszę się położyć. Kończę różowe, zaczynam białe.

28 października - Wczoraj obchodziłem imieniny. Dzisiaj nogi mnie bolą.

3 listopada - Ciotkę ugryzł pies na kobiety. Prawdziwy - a nie ten aktor. Teraz musi brać zastrzyki i chodzić do przychodni aż na Litewską, żeby się nie wściekła. Ja bym się wściekł, przecież to kawał drogi. Ręce mi się trzęsą coraz gorzej. Mówią, że za dużo piję. Możliwe, chociaż więcej rozlewam.

5 listopada - Odwiedził mnie znajomy lekarz. Na sygnale. Podobno mam coś nie tak jak trzeba. Kazał zrobić zdjęcie. Zdjąłem. Co miałem robić? Ciotka mówi, że to już niedługo - o co jej chodzi?

12 listopada - Miałem urodziny. Byli goście, dostałem kwiaty, prezenty, upominki i szoku. Listonosz był dzisiaj wcześniej niż zwykle. Przyniósł ciotkę, bo skręciła nogę. Podpisałem gdzie trzeba i dałem mu słony paluszek. Podobno świetnie smakuje z napiwkiem. Skończyłem białe, zacząłem zielone.

16 listopada - Był zdun. Zapytał gdzie piec. Pokazałem mu. Upiekł sobie i poszedł. Wieczorem znowu pogotowie. Posiedzieli dłużej. Przymierzałem kaftan. Było miło.

19 listopada - Od kilku dni ciotka skarży się na woreczek. Jutro jej zaceruję. Zresztą na razie może chodzić z torbą. Bardziej elegancko i więcej się mieści. Na wycieraczce pod drzwiami tym razem był łupież. Ciekawe kto się tak nad nią wytrząsa? Czuję się niezbyt dobrze. Dalej zielone.

25 listopada - Miałem koszmarną noc. Śniło mi się uroczyste wodowanie wielkiego kadłuba. Samego. Reszty nie było. Makabra. Obudziłem się z krzykiem, zlany zimnym sosem. Koniecznie muszę kupić ciotce okulary, bo to już nie pierwszy raz.

29 listopada - Stłukłem talerz. Sam nie wiem za co. Robię się coraz bardziej nerwowy. Sąsiedzi zza ściany cały czas klepią biedę - uszy puchną, spać nie można. Skończyłem zielone, zaczynam niebieskie.

2 grudnia - Pogoda coraz paskudniejsza, deszcz ze śniegiem monotonnie dzwoni o parapety. Wszystkie ptaki już dawno odleciały na południe, tylko Bocian dzień w dzień przychodzi pijany i drze się na całą klatkę.

4 grudnia - Nic nie pamiętam.

6 grudnia - Był Mikołaj. Po prośbie. Nie jest dobrze.

7 grudnia - Interesy wuja idą nieźle. Podobno znów ma coś ciekawego na oku. Tak jakby mu bielmo nie wystarczyło. Zresztą zawsze był zachłanny. Po południu bawiłem się z ciotką w rządzenie. Wyrządziłem podobno wiele szkód. Ciotka mówi, że jak ktoś nie umie, to niech się nie pcha. Czego mnie to mówi? Skończyłem niebieskie, zacząłem znowu białe.

10 grudnia - Zaskakujące są sukcesy odnoszone przez ludzi w walce z pasożytami. Wczoraj na korytarzu dozorca wyłożył trutkę na szczury - dzisiaj się na tym wywalił Kalbarczyk. A wydawało się, że to taki porządny człowiek.

12 grudnia - Odwiedził nas Wąchała ze sprawą. Sprawę znałem, bo to znajomy ojca z czasów jak jeździli z rąbanką. Rąbankę też pamiętam, mordziasty był, czerwony i zajmował się szmuglem. A Szmugiel od dawna nie przychodzi, zresztą teraz nazywa się podobno inaczej.

17 grudnia - Idą święta. Ciotka intensywnie się odchudza i systematycznie spada z wagi. A ile wrzasku przy tym. Potrzebuję spokoju. Znów podjechał samochód. Słychać kroki. Ciekawe kto to?...


--------------

[Loża 44 - Spis Tekstów] [Mail'nij do mnie]
Last modified: Tue Dec 8 19:39:44 CET 1998